Wolność II cz.14 - Od Karyme,Lonely,Pedro

2015-06-23 10:42
 
W nocy
 
Od Karyme
Miałam już go dość, był bardziej uciążliwy niż przedtem. Na dodatek obwiniał mnie o wszystko, tak chciał niby pomóc ? Czułam że mnie nienawidzi, wszyscy chyba mnie znienawidzili, jakim cudem byłam jeszcze w tym stadzie ? No tak, Rosita nie pozwalała mi odejść, teraz mogłam to zrobić, gdy się rozchorowała, ale nie mam pojęcia co by zrobił Pedro. Wciąż mnie gnębił. Gdybym nie wymknęłam się w nocy gdy zasnął chyba bym zwariowała. Zupełnie go nie obchodziło co przeżyłam, choć Rosita o wszystkim mu powiedziała, ale ani on, ani ona nie mieli pojęcia co tak na prawdę przeżyłam, musieliby to odczuć na własnej skórze.
- Karyme, wracaj... - to znów on, nawet się nie odwróciłam, próbując go zignorować.
- Wracaj do środka ! - krzyknął, zbliżając się do mnie.
- Nie chce... - odskoczyłam w bok.
- Wchodź, nie denerwuj mnie ! - złapał mnie gwałtownie za grzywę, zapierałam się nogami. Pedro jednak był silniejszy, przez co przesuwał mnie po ziemi, pozostawiając ślady.
- Zostaw mnie ! - krzyknęłam, używając mocy. Gdy tylko podsunęłam mu pod gardło lodowe kolce, od razu puścił.
- Myślisz że jak tylko wyjdę to spróbuje się zabić ?! Chciałam tylko odpocząć.
- Ciekawe po czym ?!
- Od ciebie !
- Nie podnoś głosu ! Gdyby nie ty nic by się nie stało, ta mała by tu była, a Rosita by teraz nie była chora.
- I to niby przeze mnie ?!
- A przez kogo innego ?! - Pedro ominął sople, podchodząc do mnie z boku.
- Nie zbliżaj się - ostrzegłam.
- Jak ta mała zginęła to nie wiem co z tobą zrobię !
- Nie kazałam jej uciekać !
- To twoja córka ! Miałaś się nią zająć ! A przede wszystkim pilnować się ze słowami !
- Miałam przewidzieć że podsłuchiwała ?! Kazałam jej się do mnie nie zbliżać ! Po za tym Rosita miała się nią zająć.
- Niby dlaczego ?! Co zrobiła ci ta klaczka ?!
- A tobie ? Też cię nie obchodzi !
- Ja nie jestem jej ojcem, gdybym był to bym jej nie zostawił !
- Nie byłabym taka pewna - odwróciłam się od niego z zamiarem odejścia, nawet zrobiłam kilka kroków.
- A ty dokąd ?! - krzyknął za mną, choć byłam wystarczająco blisko żeby usłyszeć normalny ton głosu.
- Idę w góry.
- Nigdzie nie idziesz !
- Idę ! A jak będziesz próbował mi zabronić to cię zabiję !
- Wiesz co, jesteś gorsza niż Ulrike i Tajga razem wzięte. Nigdy nie sądziłem że tak się zmienisz...
- Gdybyś przeżył to co ja... - mówiąc o tym miałam już w oczach łzy, choć wcale tego nie chciałam.
- To niczego nie tłumaczy, użalasz się tylko nad sobą i traktujesz wszystkich dookoła jak śmieci !
- Nie prawda...
- A idź sobie gdzie chcesz ! - Pedro poszedł niespodziewanie do jaskini. Patrzyłam jak odchodził jednocześnie słysząc jego słowa w głowie. Może miał racje, ale nie umiałam inaczej, nie chciałam przecież już żyć i czekałam tylko na śmierć. Nie poszłam w góry, jak planowałam, ale zawróciłam stojąc w wejściu jaskini. Rosita akurat się obudziła, Pedro ją uspokajał. Myślałam że nic takiego jej nie dolega, ale wyglądała coraz gorzej. Wyszłam na zewnątrz, kładąc się przed jaskinią.
 
Od Lonely
- Lonely... Córeczko obudź się - poczułam szturchanie, nie chciałam jeszcze wstawać, ale mama nie ustępowała, w końcu otworzyłam oczy.
- Mamo ? - zdziwiłam się że to ona, przecież nigdy by mnie w ten sposób nie budziła.
- Tak, to ja, musimy uciekać - podniosła się z ziemi, po chwili dotarło do mnie że to Lida, wciąż widziałam zamiast niej matkę. Wyleciały mi aż łzy z oczu.
- Co się stało skarbie ? - spytała zaniepokojona Lida.
- Nic.. ja.. Ja chyba...
- Spokojnie, cała aż się trzęsiesz... Musimy teraz uciekać, Artus tu gdzieś jest, czuje jego zapach. No już, musisz wstać... - Lida złapała mnie za grzywę, podniosłam się od razu żeby się nie siłowała w swoim stanie.
- Wszędzie widzę moją mamę... - wymamrotałam.
- Jak to ? - zdziwiła się Lida, po chwili dodając: -Tęsknisz za nią.
- Ale ja nie chce...
- To zawsze będzie twoja prawdziwa mama, a my jesteśmy... Dla siebie obce. - ostatnie słowa powiedziała nieco ciszej.
- I co z tego ? Ona mnie nienawidzi, dlatego uciekłam... - wypłakałam, tuląc się do boku Lidi.
- Mówiłaś że nie masz rodziców, myślałam że twoja mama umarła...
Zamilkłam, patrząc na nią, bałam się że mnie zostawi, albo zrobi coś gorszego, w końcu tak ją oszukałam.
- Szybko ! Schowaj się ! -  Lida nagle popchnęła mnie w krzaki, przewróciłam się aż będąc za nimi.
- Cii... - szepnęła, patrząc w stronę drzew i nastawiając uszu, choć tym urwanym, za bardzo nie ruszała.
- Bałem się o ciebie kochanie - za drzew wyszedł Artus, tuląc ją do siebie.
- Tak wiem... - Lida odwróciła od niego głowę.
- Co ci jest ?
- Znów to zrobiłeś, a obiecałeś że nigdy mnie nie uderzysz...
- Zdenerwowałaś mnie, to się już nie powtórzy.
- Zawsze tak mówisz, a potem... - wypłynęły jej łzy z oczu: -Ty nigdy mnie nie kochałeś.
- Teraz to przesadziłaś, kocham cię całym sobą.
- Więc odejdź...
- Co ?! Jak śmiesz ! - uderzył ją nagle, upadła, a ja wyskoczyłam z krzaków, stając tak że mój brzuch znalazł się nad Lidą, osłoniłam ją patrząc w oczy ogierowi.
- To znowu ona ?! Zatrzymałaś ją sobie !
- Uciekaj ! - Lida odepchnęła mnie od siebie.
- Nie... Nie zostawię cię...
- Biegnij już !
- Właśnie, wynoś się stąd ! - podbiegł do mnie: - Nie chcę cię już nigdy więcej tu widzieć ! - wrzasnął, szarpiąc mnie za grzywę, w końcu uniósł mnie stając dęba.
- Artus nie ! Proszę, puść ją... - błagała go Lida. Tak strasznie się bałam że nie byłam w stanie zareagować, nie mogłam nawet się bronić. Artus rzucił mnie przez swój grzbiet, przeleciałam przez niego z hukiem uderzając o drzewo.
- Nie !!!
 
Od Karyme
Obudziłam się gwałtownie, ledwo łapiąc oddech, nie pamiętałam już nawet co mi się śniło. Jak tylko wstałam żeby ochłonąć, upadłam znów na ziemie.
- Wejdziesz do środka ? - spytał ktoś z tyłu. Zdziwiłam się na widok Malki.
- Nie... - położyłam głowę na ziemi, ponownie próbując zasnąć.
- Jak chcesz... - położyła się przy mnie.
- Co ty robisz ?
- Martwię się o ciebie...
- Odejdź ! - krzyknęła, wstając.
- Ale..
- Idź stąd !
- Jesteśmy rodziną, chce tylko pomóc...
- Ale ja nie chce cię widzieć ! Nikogo nie potrzebuje !
- Nie prawda... - upierała się, doprowadziła do tego że od niej odbiegłam. Tym razem udałam się w góry, chciałam pochodzić trochę po górskich szczytach, tak jak kiedyś. Te czasy i tak już nie wrócą, ale widok z góry jest zawsze taki sam, równie imponujący.
 
Od Lonely
- Zabiłeś ją... - słyszałam cichy głos Lidi.
- Chciałaś żebym puścił, to puściłem.
- Zabiłeś moją córkę...
- To nie jest twoja córka !
- Jest ! Jeszcze wczoraj powiedziała do mnie mamo... - słyszałam już nawet płacz Lidi, starałam się obudzić, ale nic z tego. Nastała nagle cisza, jakby stąd odeszli. Nawet przez chwilę zdawało mi się że słyszę kroki i cichy płacz mojej nowej mamy.
 
Męczyłam się jeszcze długo, nim otworzyłam oczy, na początku starałam się nawet nie drgnąć, widziałam na drzewie własną krew i to mnie przeraziło.
- Mamo ! - zawołałam cicho: - Lida ! Gdzie jesteś ? - rozejrzałam się, wstając ostrożnie. Zabolał mnie grzbiet, aż krzyknęłam z bólu. Z każdym krokiem bolało jeszcze gorzej, starałam się znaleźć Lidi, ale bez skutku. Dotarło do mnie że zostałam sama, znowu. Rozpłakałam się, celowo przewracając się na ziemie, byłam taka bezradna. Długo mi zajęło żeby się opamiętać i iść dalej, może jeszcze uda mi się ją znaleźć ? W co niestety wątpiłam. Znów musiałam męczyć się z bólem. Po przejściu kawałka drogi zauważyłam na drzewie pumę, nawet nie pomyślałam, a ona już na mnie zeskoczyła. Wbiła we mnie pazury, próbując dotrzeć do mojego gardła. Walczyłam z nią rozpaczliwie.
- Pomocy ! - krzyknęłam z całych sił. Po kilku minutach, gdy drapieżnik już niemal mnie udusił, przybiegł Artus z Lidą na grzbiecie, położył ją na ziemi i przegonił pumę. Byłam zdumiona, zwłaszcza kiedy pomógł mi wstać.
- Niech ci będzie, przygarniemy ją, tylko dlatego żebyś uwierzyła że już cię nie skrzywdzę - spojrzał na Lidi.
- Lonely... - zawołała mnie, gdy nie udało jej się wstać, ja sama miałam z tym trudności, ale udało mi się do niej podejść i przytulić.
 
Kilka dni później
 
Od Karyme
Długo byłam w górach, nikt po mnie przyszedł, nawet nikt się tutaj nie pojawił, a może ja nikogo nie zauważyłam. Miałam tyle okazji żeby skoczyć ze szczytu i spaść już martwa, ale tego nie zrobiłam. Wciąż myślałam co z Rositą, czy już jej się polepszyło. Dziś szczególnie, nie mogłam odciągnąć od niej myśli. Zeszłam więc ze szczytu na którym spędziłam zeszłą noc i zawróciłam do stada. Starałam się na nikogo nie patrzeć, żeby tylko nie widzieć ich wzroku wbitego we mnie. Cały czas miałam spuszczone głowę. Aż w końcu wpadł na mnie jakiś źrebak, szybko odskoczył i odbiegł gdy tylko mnie zobaczył. Prześledziłam go wzrokiem, przez chwilę widziałam też Lonely, która biegnie razem z nim, ale to było złudzenie i ja dobrze o tym wiedziałam. Nie zastanawiałam się nad tym dłużej, musiałam dojść do jaskini.
 
Jak mi się udało, zastałam ją zupełnie pustą. Przestraszyłam się że nie ma nigdzie Rosity, na łące raczej też jej nie spotkałam, podeszła by do mnie. Zawróciłam, jednak się upewniając. Rozglądałam się po całym stadzie, ale nie zauważyłam ani jej, ani Pedro. Zaczęłam już nawet myśleć że przeze mnie zginęła. Pobiegłam nad wodospad, konie które tam były odeszły, parskając na mój widok. Tam także ich nie było. Najgorsze że zaczęły mi się nasilać wspomnienia związane z Lonely, nie mogłam opanować myśli i przestać o niej myśleć. Musiałam się zatrzymać, stanęłam nad wodą, odwracając wzrok od własnego odbicia. Słyszałam już głos Lonely w głowie, uderzyłam o tafle wody, żeby tylko to przeszło.
 
Od Lonely
Czułam się już o wiele lepiej, Lida także. Zaczęłyśmy się nawet wygłupiać, kiedy wspomniałam jej że brakuje mi zabaw ze źrebakami. Po kilku minutach już biegałam po podziemnej jaskini, a Lida starała się mnie złapać. Śmiałyśmy się przy tym obie. W tę wszedł Artus niosąc nam trawę, Lida zjadła trochę, a ja nadal szalałam, biegając wokół ścian i udając że przeskakuje przeszkody.
- Długo będziesz tak latać ?! - wrzasnął Artus.
- Ona tylko się bawi - uspokajała go Lida.
- Przestań ! - złapał mnie nagle, za grzywę, zatrzymując a jednocześnie ciągnąc do siebie.
- Artus.. - Lida złapała go za grzywę.
- Nie wtrącaj się ! - odepchnął ja tak że puściła.
- Za dobrze ci tu, co ?! Tak że musisz mnie denerwować !
- Ja... Ja nie chciałam... - próbowałam się usprawiedliwić, ale on uderzył mnie mocno, tak że wyplułam krew, upadając. Artus zaczął krążyć wokół mnie.
- Nie...
- Wyjdź stąd, albo ją zabije ! - przerwał Lidi, spojrzała na mnie z łzami w oczach, wiedziałam już co mnie czeka. Zaczął mnie bić gdzie popadnie.
- Oduczysz się wchodzenia mi w drogę !
- Ja nie chciałam... - przyznałam zapłakana, wtedy jeszcze mocniej mnie uderzył, rzucając na ścianę, tym razem nie tak mocno jak wtedy na to drzewo.
- Przestań płakać ! Mam dość tych waszych łez ! - wrzasnął, przyciskając mnie do ściany: - Przestań - powtórzył groźnie, nie umiałam się powstrzymać od płaczu. Lida zajrzała do środka, zrobiła nawet krok w moją stronę, ale potem się wycofała. Chciałam za nią krzyczeć, ale Artus przygniótł mnie tak mocno że nie mogłam oddychać. Jak tylko puścił zakasłałam, długo nie mogąc przestać. Kopnął mnie do tego, po czym wyszedł.
- Zostaw ją samą !
- Ona nic takiego nie zrobiła...
- Zdenerwowała mnie !
- Mogłeś poprosić żeby przestała...
- Chodź, pójdziemy na spacer.
- Ale...
- Idziemy.
Tylko tyle zdołałam usłyszeć. Zaczęłam po woli żałować że uciekłam, mama nigdy aż tak mnie nie biła. Ale przecież  mnie nienawidzi, nigdy już tam nie wrócę. W końcu tutaj mam nową mamę, która mnie kocha. Tylko co ja mam zrobić żeby Artus chociaż mnie polubił ?
 
Od Karyme
Udało mi się zasnąć, jednak to był błąd, bo teraz widziałam już wszystko co zrobiłam tej klaczce. Myślałam że oszaleje. Męczyłam się próbując obudzić. Gdy tylko się udało pobiegłam znów szukać Rosity. Żeby tylko odciągnąć myśli. Sumienie nie dawało mi spokoju. Zaczęłam dostrzegać że to przecież moja córka, była nawet w pewnym stopniu podobna do mnie. Skrzywdziłam ją tylko dlatego że kiedyś skrzywdził mnie jej ojciec. Tylko dlatego że mi o tym przypominała, ale sama przecież nie potrafię zapomnieć. Chyba pierwszy raz myślałam o niej w ten sposób. Nagle dostrzegłam Cosmo, był razem z Tajgą.
- Cosmo ! - zawołałam, biegnąc do niego.
- O, nagle jestem ci potrzebny ? - spytał urażony.
- Daj spokój, Cosmo - dodała Tajga.
- Co z twoją matką, widziałeś ją ? - zapytałam szybko.
- Nie i nie wiem, idź już, może nie chce cię widzieć, co ? - poszedł po tym od razu, położyłam po sobie uszy, nie sądziłam że się ode mnie odwróci. Pewnie już wszyscy to zrobili i zostałam całkiem sama. Mimo to chciałam jeszcze raz spróbować i poprosić kogoś innego o pomoc. Ponownie czekało mnie spotkanie ze stadem, na szczęście szybko spotkałam tego kogo szukałam. Zaczekałam aż Vahsi skończy rozmawiać z jakimś ogierem, który był dla mnie zupełnie obcy. Po jakimś czasie mnie zauważyli, starałam się na czas odwrócić, żeby Vahsi mnie poznał, nie chciałam z nim rozmawiać przy tamtym.
- Karyme ? - podszedł do mnie: - To ty ? - szturchnął mnie pyskiem.
- Tak... - spojrzałam na niego kontem oka.
- Wiem, głupie pytanie, ale wolałem się upewnić. Nie, no nie wierze że tu jesteś. Przyszłaś do mnie ? Na prawdę ?
- Możemy porozmawiać na osobności ?
- Jasne - od razu poszedł ze mną, nie zwracając uwagi na swojego znajomego.
- Stęskniłem się za tobą, znaczy za dawną tobą...
- Musisz mi pomóc odnaleźć Rosite, muszę wiedzieć co z nią.
- W sensie mamy sobie pójść, po za granice Zatopi ?
- Tak, powinna tam być...
- Chciałbym, ale... Ty nie chciałaś, no wiesz, wrócić do mnie, a teraz... Jestem z Ulrike.
- Co ?! - nie mogłam uwierzyć, zrobiło mi się momentalnie słabo.
- Tiger ją zostawił dla Hediye, z inną mi się nie udało, więc Ulrike to całkiem dobra partia. Jest piękna, tajemnicza i...
- Kochasz ją ? - przerwałam.
- Czy to ważne, jestem z nią dla rozrywki, podobnie jak byłem z tobą, tyle że potem było to coś poważniejszego. Fajnie było znów pogadać - odbiegł nagle.
- Vahsi ! Vahsi zaczekaj ! - krzyknęłam za nim.
- Nie mam czasu ! - odkrzyknął, znikając za horyzontem. Wolałam już wyruszyć na poszukiwania. Czym byłam dalej, tym coraz bardziej tęskniłam, tyle że za córką, brakowało mi jej, czego wcześniej zupełnie bym się nie spodziewałam. Chciałam już przeprosić, a nawet przytulić. Jeśli się zabiła jak obiecała, straciłam ją na zawsze.
 
Od Pedro
Biegłem ile tylko miałem sił w nogach, minąłem już chyba z kilka kilometrów, a Rosity nigdzie nie było. Musiała zniknąć już w nocy, pewnie postanowiła szukać córki Karyme. Mogła mi coś powiedzieć, ale nie, lepiej żebym się martwił. W sumie sam miałem jej szukać, ale przecież nie mogłem zostawić ukochanej. Jedyne co mi się udało to znaleźć na chwilę ślady, które później skończyły się pod jakimś drzewem.
- Tato ! - usłyszałem wołania, zatrzymałem się gwałtownie hamując.
- Cosmo co tutaj robisz ? - spytałem od razu.
- Dowiedziałem się od Karyme że mama zniknęła.
- Jak to od Karyme ?
- Pytała o nią, więc łatwo jest się domyśleć - Cosmo spojrzał porozumiewawczo na Tajgę, ona niestety była tu z nim.
- Rozdzielmy się - postanowiłem idąc w swoim kierunku, syn pobiegł w stronę zachodu, a Tajga wschodu. W oddali coś przykuło moją uwagę, zbliżałem się coraz to szybciej, okazało się że ktoś tam leży.
- Kochanie... - poznałem w końcu że to Rosita, zatrzymałem się przy niej, z trudem oddychała.
- Co ci jest ?
- Nic, tylko... Zmęczyłam się... - wymamrotała, patrząc na mnie na w pół otwartymi oczami.
- Dlaczego nie zostałaś w jaskini, poszukałbym jej...
- Wiem że... że nie... - próbowała przewrócić się na drugi bok.
- To wszystko przez Karyme, mogła lepiej umrzeć.
- Nie mów tak ! - krzyknęła słabo, nie chciałem żeby się wysilała, więc dalej już milczałem, zachowując wszystko co miałem do powiedzenia dla siebie. Wziąłem ją ostrożnie na grzbiet, nie była w stanie złapać się mojej grzywy, musiałem być ostrożny żeby mi nie spadła. Zacząłem wołać za Cosmo i Tajgą żeby mi pomogli.
 
Od Karyme
Usłyszałam głosy, a dokładniej wujka i Tajgi, był też z nimi Pedro, którego zobaczyłam już z kryjówki, niósł na swym grzbiecie Rosite. Cofnęłam się jeszcze bardziej do tyłu kryjąc się za drzewami. Przeszli obok mnie, przestraszyłam się na widok Rosity, nie wyglądała za dobrze. Po chwili Pedro zaczął kasłać. Musiał się na chwilę zatrzymać.
- Teraz jeszcze ty tato ? - Cosmo spojrzał na ojca, przez to i w moją stronę. Pedro akurat tak stanął że za nim była moja kryjówka.
- To chwilowe, weź na razie ponieś matkę... - Pedro przekazał mu Rosite, Tajga pomogła im wziąć ją na grzbiet mojego wujka. Westchnęłam cicho, kiedy już byli za daleko żeby mnie usłyszeć, po czym ruszyłam dalej. Postanowiłam odnaleźć córkę, wytłumaczyć jej dlaczego ją tak bardzo znienawidziłam. Może i była za mała na takie rozmowy, ale nie miałam innego wyjścia jak jej o tym powiedzieć.
 
 
 
< | Ciąg dalszy nastąpi