Powrót cz.48 - Od Imery,Felizy/Hekate,Lonana

2015-06-23 08:17
 
Od Imery
Poszłam z siostrą na ubocze, miałam jej coś ważnego do powiedzenia, nie wiedziałam jeszcze jak to przyjmie.
- O co chodzi ? - spytała Hekate.
- O źrebaka, pomyślałam że skoro ty jesteś w ciąży, to może i ja bym się postarała.
- Czyli że co ? - Hekate spojrzała na mnie pytająco.
- Mogłabym zajść w ciąże z jakimś ogierem, chętnych na pewno nie brakuje. - trochę się bałam reakcji mojej siostry.
- Oszalałaś ?! Nie lepiej znaleźć sobie partnera ?
- Myślisz że ktoś mnie zechce... Z resztą mam dość ogierów, od kiedy spotkałam Rojo. - wytłumaczyłam.
- Nie no, to najgłupszy pomysł na jaki wpadłaś. Zawsze możesz adoptować jakieś źrebie, po co od razu robić coś takiego ?
- Co w tym złego ? Wiele klaczy ma źrebaki bez partnera. - próbowałam ją przekonać, może zwariowałam, ale skoro już chcę zostać matką, to wolę mieć własnego źrebaka, niż przygarniać obce.
- Ale na pewno nie z własnej woli.
- Może i nie ale... A nie ważne - chciałam już odejść, ale siostra mnie zatrzymała.
- Coś mi się zdaje że zazdrościsz mi rodziny i tego że jestem w ciąży - powiedziała nagle.
- Nie, no coś ty ? Cieszę się jak wszyscy że zostanę wkrótce ciocią. Nie mogę się tego doczekać, oby to źrebie wrodziło się bardziej w ciebie niż... - przerwałam, zdając sobie sprawę że to nie będzie zbyt miłe.
- W Lonana ? Teraz jeszcze ty zaczynasz ?! Kiedy w końcu go zaakceptujesz ?!
- Przepraszam, już to zrobiłam, tylko... Wymknęło mi się.
- Akurat, tylko go znosisz, co nie znaczy że akceptujesz. Mam dość że wszyscy mają coś przeciwko niemu !
- To nie prawda Hekate... - starałam się usprawiedliwić.
- Nie kontynuujmy lepiej tego tematu, nie mogę się teraz denerwować - siostra spojrzała na brzuch.
- Wciąż pamiętam co on ci zrobił, ale na prawdę staram się go zaakceptować.
 
Od Felizy
- Pomyśl tylko, bylibyśmy wspaniałymi rodzicami - chodziłam znów za Fredem, nie dawałam mu spokoju od kilku dni. Denerwował się na sam mój widok i próbował ignorować, jednak zawsze wybuchał i wtedy się kłóciliśmy. Nie znoszę tego, ale postanowiłam być nie ugięta, wiedziałam że mnie kocha i szybciej czy później ulegnie.
- Pomyśl jakie były by piękne, myślę że mielibyśmy ich za pewne kilka. Urodę miały by po tacie, a charakter...
- Po tobie ? To na prawdę byłyby udane, tak samo wredne i okrutne jak ich mamusia - powiedział ironicznie Fred, parsknęłam tylko.
- Wcale nie jestem aż taka zła.
- To nic że zabiłaś tyle koni, że mnie teraz dręczysz, że tyle istnień skrzywdziłaś ?! Nie ty wcale nie jesteś zła !
- Lepiej rozmawiajmy już o źrebakach.
- Nie będę z tobą o nich rozmawiał ! Bo nie będę ich z tobą miał ! W ogóle nie chce być ojcem, więc się odczep ! - krzyknął, odchodząc ode mnie błyskawicznie.
- Ja jednak myślę że chcesz - powiedziałam sama do siebie idąc w swoją stronę. Później go jeszcze trochę pomęczę.
 
Od Imery
Hekate wróciła już do Lonana, obserwowałam ich przez chwilę. Siostra była z nim taka szczęśliwa mimo tego co jej zrobił, a ja znów czułam do niego jakąś niechęć. Dlatego też powinnam się zmienić i przestać żywić jakąkolwiek, choćby najmniejszą urazę do Lonana, on w sumie nie jest taki zły jak go wszyscy widzą, tyle razy już mi pomógł, a co najważniejsze Hekate go kocha i jest z nim szczęśliwa.
 
Po spędzeniu kilku minut na łące, poszłam nad wodospad bez żadnego konkretnego celu. Był tam obcy ogier. Pomyślałam więc że mogłam wykorzystać okazje i zajść z nim w ciążę o ile się zgodzi. Z którymś koniem ze stada byłoby jednak głupio to zrobić. Wiem że nie powinnam, ale tak bardzo chciałam mieć źrebaka, którym będę mogła się zająć. Sam ogier wydawał się na miłego i miałam nadzieje że nie należy do stada.
- Jesteś tu obcy ? - spytałam od razu podchodząc, spojrzał na mnie zaciekawiony, szczególnie moim medalionem, bo jemu się najwięcej przyglądał.
- Tak... Nie zauważyłem że ktoś tu idzie, proszę cię tylko nie mów o mnie reszcie, nie chce kłopotów.
- Spokojnie nie powiem, ale też mam prośbę... - dalszą część zdania szepnęłam mu na ucho.
- Wszystko z tobą dobrze ? - spytał od razu, po czym się roześmiał.
- Bardzo mi zależy na posiadaniu źrebaka - powiedziałam jak tylko się uspokoił.
- Na prawdę mówiłaś poważnie ? Co ty chcesz sobie zrobić ? Powinnaś je mieć z ogierem, którego kochasz.
- A jeśli nikogo nie pokocham ?
- W sumie mógłbym się na to zgodzić, nie wiele mi pozostało. Pod jednym warunkiem. Jak będziemy mieli źrebaka, to chciałbym żeby wiedziało że jestem jego ojcem.
- Ale...
- Też chcę uczestniczyć w jego życiu, zawsze chciałem zostać ojcem - uparł się.
- No nie wiem, wolałabym...
- Daj spokój, nawet nie wiem czy dożyje jego narodzin, zostało mi jakieś kilka, może kilkanaście miesięcy życia.
- Jesteś chory ? - spytałam zaskoczona, on wcale mi nie wyglądał na chorego.
- Tak, ale to nie jest zaraźliwe, nie bój się, źrebie urodzi się zdrowe ci też nic się nie stanie. Najlepiej jakbyśmy zostali parą na ten czas. Źrebie powinno mieć obu rodziców - zbliżył do mnie głowę, odkrywając pyskiem moją grzywkę, żeby móc spojrzeć w moje oczy, podniosłam wzrok, bo był wyższy ode mnie, dlatego też musiałam spojrzeć w górę.
- Chciałbym mieć taką partnerkę jak ty, masz takie piękne oczy - dodał nie odrywając ode mnie wzroku.
- Serio ? Są czerwone i zapewne też mroczne...
- To dodaje im uroku, moja mama miała podobne. Już przypominają mi się te chwilę kiedy... - przerwał nagle upadając, przymknął oczy jakby coś go bolało.
- Nic ci nie jest ? - zaniepokoiłam się, nieźle mnie przestraszył.
- No właśnie dlatego nie chcę dołączyć do waszego stada, widzieliby jaki jestem słaby, a ogier powinien być silny - powiedział przez zaciśnięte zęby z bólu.
- Nie prawda...
- Możesz uważać inaczej, ale ja wiem swoje... - zapadła cisza, ogier chwilę odpoczął, starając się łapać głębokie oddechy, po czym wstał, patrząc na mnie: - Tak w ogóle jak masz na imię ?
- Imera.
- Imera, miło mi, ja jestem Nixon. To co zostaniesz moją partnerką ? Będziesz miała swojego źrebaka, a mnie i tak wkrótce się pozbędziesz, bo umrę. Skoro tak bardzo tego chcesz.
- Nie wiem czy mogę ci ufać, a jak wcale nie jesteś chory tylko udajesz ?
- Więc po co podchodzisz do obcego ogiera z taką prośbą ? W końcu jestem dla ciebie obcy, nawet jak już znasz moje imię.
- Właściwie, chyba Hekate miała racje, to bezmyślne robić coś takiego, może kiedyś uda mi się z kimś założyć rodzinę, taką prawdziwą... - rozmyśliłam się, jednak nie byłam gotowa na zrealizowanie mojego pomysłu, zwyczajnie zaczęłam się bać i wahać czy to na pewno dobry pomysł. Może siostra miała racje i po prostu jej zazdrościłam.
- Kim jest Hekate ?
- To moja siostra.
- A, siostra... - zamyślił się po czym dodał: - Też miałem siostrę, ale umarła na tą samą chorobę, która dopadła i mnie.
- Przykro mi...
Nixon nagle mnie zaskoczył, bo po jego policzku spłynęła łza, po czym gwałtownie się odwrócił.
- Ty płaczesz ? - spytałam zdziwiona.
- Gdybyś widziała jak się męczyła, jak po woli umierała, nadal mam przed oczami jej obraz jak tylko o niej wspomnę, z resztą pewnie uznasz mnie teraz za słabeusza, może i masz racje... Nie ważne. Może się chociaż zaprzyjaźnimy Imera ? Pomogłabyś mi trochę.
- W jaki sposób ?
- Przyniosłabyś mi trochę trawy, ciężko ją zdobyć, bo zazwyczaj ktoś tam jest na łące. A ja nie mogę ryzykować, jak tylko poczuje ból to nie mogę przez chwilę ruszyć się z miejsca, ktoś mógłby mnie zobaczyć i naskarżyć przywódcą że się tu kręcę.
- To może jednak dołącz do stada.
- Nie, nie chce być w oczach innych kimś słabym, wolę się ukrywać, to co ? Mogę na ciebie liczyć ?
- No dobrze, ale nie próbuj mnie oszukać - zgodziłam się, w sumie nie mogłam mu odmówić z powodu jego choroby, ale też tego że prosiłam go o coś takiego. 
 
Od Felizy
Czekałam na jakieś wieści, w końcu pojawił się któryś z demonów i poinformował mnie że Fred zamierza iść nad wodospad. Od razu tam pobiegłam chcąc go zaskoczyć i niby przypadkiem się z nim tam spotkać. Patrząc na wodę wpadł mi do głowy pewien pomysł, to się mogło nawet udać. Zamoczyłam w niej głowę, dosłownie na kilka sekund żeby po prostu była mokra, zanim jeszcze przyszedł Fred. Nasłuchując czy idzie, byłam gotowa na dalszą realizacje planu. W końcu usłyszałam kroki i znów zanurzyłam głowę we wodzie, nie wyjmując jej tak długo aż zrobił to Fred i to gwałtownie szarpiąc mnie za grzywę. Nałykałam się przez to wody i dobrze, bo wyglądało to bardziej prawdziwie jak zaczęłam ją wykasływać.
- Zwariowałaś ?! Co ty chcesz zrobić ?! - wrzasnął, odciągając mnie od wody mimo że nadal kasłałam. Właśnie chciałam żeby tak myślał że chciałam się utopić.
- Zostaw mnie ! - odsunęłam się gwałtownie, podbiegając do jeziorka.
- Feliza ! - Fred złapał mnie za grzywę, szarpałam się z nim. W końcu stanął mi na drodze i odepchnął od wody. 
- Nie mam już dla kogo żyć... - wymamrotałam, starając się żeby zabrzmiało to prawdziwie, spuściłam nawet głowę, zasłaniając się grzywą żeby pomyślał że płacze jak te inne słabe klacze. Nie mogłam jednak wymusić na sobie żadnej łzy. W tym momencie byłam za bardzo szczęśliwa, zwłaszcza kiedy przytulił mnie do siebie. Poczuł już nawet moje "łzy", czyli wodę, spływającą mi z pyska, w końcu byłam mokra i idealnie to wykorzystałam. Uśmiechnęłam się skrycie, że też wcześniej na to nie wpadłam.
- Chodźmy do jaskini, odpoczniesz trochę - przerwał ciszę.
- Nie chcę... 
- Chodź - złapał mnie za grzywę prowadząc za sobą. Widać bardzo się przejął i o to chodziło.
 
Kilka dni później
 
Od Imery
Bardzo polubiłam Nixona, spędzałam z nim coraz więcej czasu, najczęściej na rozmowach. Był ode mnie starszy o 2 lata, ale zaskakiwał mnie mądrością, którą posiadały zazwyczaj konie o wiele starsze od niego. Tłumaczył to tym że dużo przeżył w życiu, ja w sumie też, ale najwidoczniej niczego się nie nauczyłam. Mało tego, był taki łagodny i dobry. Zaczął mi się w sumie podobać, ale nie chciałam tego, po co miałabym się zakochiwać w kimś kto umrze najpóźniej za kilkanaście miesięcy.
 
Dzisiaj już od świtu byłam z Nixonem, od rana nie mogliśmy przestać patrzeć sobie w oczy, w końcu zaczął bawić się moją grzywą, wcale mi to nie przeszkadzało. Akurat gdy "przypadkowo" się pocałowaliśmy pojawiła się Hekate, nie mam pojęcia jak mnie znalazła. Po prostu wskoczyła do środka jakby się coś stało. Akurat w tym momencie. Nixon od razu się wycofał, podnosząc się gwałtownie z ziemi na widok mojej siostry. 
 
 
 
 
Hekate, Lonan (loveklaudia) dokończ
 
 
 
<