Powrót cz.50 - Od Imery,Felizy/Hekate,Lonana

2015-06-26 13:45
Od Imery
- Czemu nie - spojrzałam na Nixona, strasznie się niepokoiłam i z każdą minutą coraz bardziej się denerwowałam, co jeśli ktoś nas zobaczy na tym spacerze ? Rodzice nie pozwolą mu tu zostać bez dołączenia do stada, a nawet jeśli to on nie będzie chciał. Za to ja będę miała wyrzuty sumienia.
- Bylebyśmy nie szli blisko stada - dodał Nixon: -Wolę żeby nie wiedzieli że tu jestem - wyjaśnił.
- Jak chcesz, ale dlaczego tak się ukrywasz ? - wypytywał Lonan.
- Jak się czujesz Hekate ? - przerwałam nagle, wolałam żeby Lonan nie ciągnął tego tematu.
- Dobrze, a co ? - siostra spojrzała na mnie dziwnie, Lonan z resztą też.
- A gdzie pójdziemy ? - zmieniłam szybko temat.
- Widzę że wolicie o tym nie mówić - zauważył Lonan. Zapadła cisza.
- Przejdźmy się może na około gór, tam na pewno nikogo nie będzie - zaproponowała siostra. Nixon i ja poszliśmy za nią, Lonan dołączył po chwili, idąc obok Nixona.
- Widzę że wam się układa, mi z Hekate także, jak już się domyśliłeś zostanę ojcem - zaczął rozmowę Lonan.
- Moje gratulacje - uśmiechnął się słabo Nixon, patrząc kontem oka na mnie. Hekate znalazła się niespodziewanie obok mnie, zwalniając nieco tępa.
- Może lepiej powiedzieć Lonanowi że on... - zaczęła mówiąc szeptem, domyśliłam się że chodzi o chorobę Nixona.
- Nie - przerwałam od razu. Podczas gdy Lonan i Nixon zaczęli rozmawiać na temat klaczy i co chwilę też o nas. 
- Nikomu by nie powiedział...
- Hekate proszę, to miała być tajemnica, wiesz jak się poczuje gdy Lonan się o tym dowie, przecież to ogier, a on właśnie tego się obawia, że uznają go za słabego.
- Niech ci będzie, wolałabym nic nie ukrywać przed Lonanem, pewnie i tak się domyśli.. - Hekate chciała już włączyć się do rozmowy podchodząc do nich, ale ją zatrzymałam.
- Zapomniałam ci o czymś powiedzieć, pewnie myślisz że ja próbowałam z Nixonem, no wiesz co, ale nie, rozmyśliłam się w ostatniej chwili... Ale teraz gdy się do siebie zbliżyliśmy z jednej strony chciałabym mieć z nim źrebaka, żeby przypominał mi o nim, a z drugiej strony, nie wiem jak przyjmę jego śmierć, może za bardzo się załamie, a źrebak będzie mi jeszcze o tym przypominał... - szepnęłam jej na ucho. Lonan z Nixonem zdążyli już kawałek odejść.
- A już myślałam że ty... - Hekate nagle przerwała gdy tylko przybiegł Lonan.
- Co się stało ? - spytałam, ale Lonan nie zdążył mi odpowiedzieć, bo od razu podbiegłam do Nixona, którego zobaczyłam jak leży w oddali, Lonan i Hekate ruszyli za mną.
- O tym właśnie chciałem wam powiedzieć - zwrócił się Lonan do Hekate, za to ja starałam się obudzić Nixona, który był już nie przytomny, widziałam że ma mocno zaciśnięte zęby i skulone uszy, pewnie z bólu. Po kilku minutach się ocknął.
- Wiedziałem że to będzie zły pomysł - wymamrotał.
- Już ci lepiej ? Prawda ? - spytałam przerażona, cały pobladł, a jego oczy wyglądały tak jakby nie spał przez kilka nocy.
- Lepiej jakbym wrócił już do groty... - Nixon podniósł się gwałtownie, upadłby gdyby w ostatniej chwili nie złapał go Lonan.
- Tak myślałem że całkiem zdrowy to ty nie jesteś - powiedział.
- Masz rację, jestem chory i wkrótce umrę, do tego jeszcze słaby... - powiedział tak jakby z obojętnością, patrząc na mnie. Po chwili sam stanął o własnych siłach.
- Powinienem już pójść - położył po sobie uszy nadal patrząc na mnie, po czym od razu odszedł. 
- My też powinniśmy już iść, wszystko ci wyjaśnię po drodze - powiedziała szybko Hekate. Pobiegłam od razu po słowach siostry za Nixonem. Leżał już przed grotą, nie miał zbyt daleko.
- Jesteś na mnie zły ? - podeszłam ostrożnie.
- Nie chcę, ale jakoś tak sam się zdenerwowałem, zwłaszcza że najpierw wydałaś mnie przed siostrą, a teraz przed jej partnerem, za chwilę wszyscy będą wiedzieć. Już raz musiałem przez to odejść.
- Jak to ?
- Moje byłe stado samo mnie wyrzuciło, uznali że jestem za słaby i jeszcze kogoś tym zarażę, nie obchodziły ich tłumaczenia że to nie jest zaraźliwe. Po za tym już ci mówiłem że nie lubię jak inni postrzegają mnie za słabego.
- U nas w stadzie by cię nie wyrzucili...
- Nie ważne Imera i tak nie chcę żeby wiedzieli... - wszedł do środka i to bardzo po woli, jakby za chwilę miał się przewrócić, byłam tuż za nim. Później położyłam się przy nim, po długich godzinach milczenia, w końcu się do mnie odezwał.
- Wiesz, nawet polubiłem twoją siostrę i jej partnera. Widać że są razem szczęśliwi...
- Tak... - spojrzałam w dół.
- Ja z chęcią też zapewniłbym ci szczęście, ale chyba jednak tego nie zrobię...
- O czym ty mówisz ? - spojrzałam na niego.
- Chciałbym żebyśmy byli razem, ale nic z tego nie będzie, po co mam zadawać ci niepotrzebny ból moim odejściem ?
- Jakoś się z tym pogodzę...
- Mieliśmy być przyjaciółmi, ale za daleko to zaszło, chyba czas żebyś o mnie zapomniała. Poradzę sobie jakoś sam. - podniósł się ciężko.
- Nie chce o tobie zapomnieć, spędzimy te ostatnie miesiące razem - podeszłam do niego wtulając się w jego grzywę: - Nie zostawiaj mnie teraz, wiesz jakbym się martwiła, a tak zawsze ci pomogę.
 
Od Felizy
Fred w końcu zrobił to co chciałam, zaakceptował mnie i zaczął spędzać ze mną czas. Najczęściej spacerowaliśmy rozmawiając o mało istotnych rzeczach. Starałam się poruszyć temat o źrebakach, ale zawsze mi przerywał, zaczął mnie tym irytować. Traktował mnie jak przyjaciółkę, a ja przecież chciałam czegoś więcej. Obudziłam się tym razem przed nim, wyszłam po cichu z jaskini, idąc tam gdzie zwykle bawią się źrebaki. Czekałam tak długo aż mnie tam znajdzie. Trochę to zajęło, ale w końcu przybiegł.
- Przestraszyłaś mnie, myślałem że znowu...
- Co znowu ? - spytałam gdy przerwał, uśmiechając się do niego i patrząc co chwilę na źrebaki.
- Nic, nie ważne... - położył się obok, wtuliłam się w jego grzywę, jak zwykle nie odwzajemnił tego gestu.
- Są słodkie prawda ? - wskazałam mu łbem na źrebaki.
- Tak, ale za to ciężko je wychować.
- Boisz się takiej odpowiedzialności ? - zaczęłam drążyć ten temat, puki miałam do tego okazje.
- Kiedyś też byłem mały... - zaczął. Parsknęłam ze złości, znów to samo.
- Ty chyba nie rozumiesz że cię kocham i chcę założyć z tobą rodzinę ?! - krzyknęłam, nie mogłam już dłużej tego wytrzymać.
- Ty nie nadajesz się na matkę, spójrz prawdzie w oczy...
- Jesteś teraz ze mną z litości. Mam racje ? 
- Właściwie to tylko się z tobą zaprzyjaźniłem, żebyś nie była sama, przecież tego chciałaś. Co więcej wybaczyłem ci. Może kiedyś...
Odeszłam od niego, miałam już go dość, teraz jak starał się być miły był bardziej wkurzający niż wtedy gdy się ciągle kłóciliśmy. 
- Feliza zaczekaj... - rozmyślił się i zamiast tam zostać pobiegł za mną.
- Zostaw mnie ! - odepchnęłam go gdy tylko się zbliżył: - Wiem że mnie kochasz, ale skoro nie chcesz być ze mną... To nie !!! - wrzasnęłam, patrząc na niego ze złością.
- Uspokój się i tak wiele dla ciebie zrobiłem, gdyby nie ja to byś się zabiła...
Zaśmiałam się tylko. Fred spojrzał na mnie dziwnie, pewnie nie wiedział co ma o tym myśleć.
- Ale ty byłeś głupi ! Ja tylko chciałam żebyś się przejął, żebyś w końcu był ze mną i kochał tak jak kiedyś ! - krzyknęłam, gdy tylko przestałam się śmiać. 
- Oszukałaś mnie !? - skierował uszy do tyłu, przeszywając mnie wzrokiem.
- A co miałam niby zrobić ?!
- Mogłaś się tam lepiej utopić ! 
Rzucił mnie nagle na ziemie, wprost na grzbiet, przytrzymując mnie przy niej: - Jesteś podła ! Wiesz jak się poczułem kiedy myślałem że przeze mnie chcesz się zabić ?!
- No jak ?! - szarpnęłam się mu. 
- Domyśl się ! Po za tym już dawno przestałem cię kochać !
- I na wzajem ! - nie mówiłam tego serio, tylko ze złości, on pewnie też. 
- Żeby tak twoja matka umarła ! - dodałam po chwili. Niespodziewanie uderzył mnie w pysk, byłam w szoku kiedy spłynęła mi krew z nosa, puścił mnie wtedy.
- Jak mogłeś ?! - spojrzałam na niego z nienawiścią.
- Spróbuj tylko tknąć moją matkę, a popamiętasz ! - złapał mnie nagle za grzywę, ciągnąc do góry.
- Puszczaj ! - starałam się go odepchnąć, skręcił mi jakoś głowę, myślałam przez chwilę że złamie mi kark. Przywołałam natychmiast demony, które go odepchnęły. 
- Tak będziemy pogrywać ?! - weszły we mnie przekazując mi swoją siłę. Rzuciłam Fredem o ziemie, przyciskając go do niej, tak mocno że wbijał się w nią, przez co na jego grzbiecie pojawiła się krew. Dziwiłam się że znosi ten ból w milczeniu. Niespodziewanie podciął mi nogi, po czym uderzył w głowę, przez co chwilowo ogłuszona leżałam na ziemi. Zdążył tymczasem uciec. Wracając do stada już go nie spotkałam, za to konie jakoś dziwnie na mnie patrzyły. Rzuciłam im to samo spojrzenie co one mi, a wtedy odwróciły się szepcząc coś między sobą. Parsknęłam, nie obchodziło mnie co nagle sobie o mnie pomyśleli, lub jaką plotkę usłyszeli. Freda znalazłam już przy matce, na prawdę był zupełnie bezmyślny, myślał że ją zabije ? Odeszłam od nich, chociaż i tak byłam kilka metrów dalej. Musiałam się uspokoić i najlepiej wyżyć się na kimś, może na tym obcym co nie dawno widziałam że się tu kręcił, nikt nie będzie wiedział jak trochę dam mu popalić. Musiałam go tylko znaleźć...
 
Następnego dnia
 
Od Imery
Obudziłam się obok Nixona, który nadal spał, aż szkoda było go budzić. Przyda mu się więcej snu, zwłaszcza ze względu na chorobę. Poleżałam więc przez chwilę przy nim, opierając głowę na jego grzbiecie. Nie chciałam już nawet myśleć o tym co będzie gdy umrze. Wolałam o tym zapomnieć i cieszyć się że jesteśmy razem. Przysypiałam już prawie myśląc o tym wszystkim, kiedy nagle usłyszałam kroki.
- Imera, musisz to zobaczyć - powiedziała siostra wchodząc do środka.
- O co chodzi ? - spytałam nieco zaspana.
- Nasi rodzice wczoraj ogłosili stadu że połączą wyspy i właśnie teraz wysłali smoki.
- Jak to ? - aż wstałam, zaskoczona. Po chwili się ucieszyłam na myśl o nowych terenach.
- Chodźmy, jest już tam prawie całe stado, wszyscy chcą to zobaczyć.
- Zaczekaj... - podeszłam do Nixona szturchając go lekko, otworzył oczy patrząc na mnie, widać że był jeszcze zmęczony.
- Co tak szybko ? - spojrzał na zewnątrz, zauważając że jest nadal ranek.
- Chciałam ci tylko powiedzieć że idę coś zobaczyć ze siostrą.
- No dobrze, nie musisz mi mówić kiedy wychodzisz... - Nixon obrócił się na drugi bok, chyba coś mu było, może coś go bolało, na pewno byłby ciekawy dokąd idę, zawsze o to pytał.
- Idziemy ? - ponagliła mnie siostra, od razu wychodząc, na zewnątrz czekał już na nas Lonan. Razem pobiegliśmy na stare granice Zatopi. W oddali widzieliśmy już smoki, a w ich szponach gorącą magmę, która zastygła w pół, na dole było mnóstwo koni, patrzących na to widowisko. Smoki spuszczały magmę tuż nad wodą, która przepływała przez cieśninę. Musieli ją trochę roztopić ogniem, aby poszczególne kawałki złączyły się w jedną całość ze sobą i z wodą. Trwało to kilka godzin, później jeszcze trzeba było czekać aż wszystko ostygnie. Z nowego przejścia unosiły się jeszcze kłęby dymu. Wszyscy byli tacy podekscytowani że nie mogli się już doczekać aż przejdziemy na drugą stronę. W końcu mama i Maestra, towarzyszka Celinki schłodziły nieco most swoją mocą. Pierwsi przeszli nasi rodzice upewniając się czy jest bezpiecznie. Szkoda że Nixona teraz przy mnie nie było, na pewno chciałby to wszystko zobaczyć. Czułam się tak jakbyśmy odkrywali ten teren na nowo, choć już nie raz byliśmy po za granicami Zatopi.
- Pilnujcie stada, my zbadamy dalszą część - powiedział tata do zastępców, ustawili się po bokach stada. Z przywódcami poleciały smoki, widziały o wiele więcej z powietrza, więc pewnie im nieco pomogli.
- Pamiętasz jak rodzice powiedzieli że przeniosą tamtą jaskini na naszą wyspę ? - powiedziała do mnie Hekate.
- Myślisz że po to zabrali smoki ? 
- Z tego co słyszeliśmy to tak, gdybyś wczoraj była w stadzie tak pod wieczór to byś wiedziała - wtrącił się Lonan.
- No tak... - spuściłam nieco głowę, tyle razy próbowałam namówić Nixona żeby dołączył, ale on się uparł, a na pewno byłoby mu lepiej wśród stada niż w tych górach. 
Konie ze stada nieco się już rozdzieliły, ciekawe nowych terenów poszły je obejrzeć. Za to ja, Lonan i siostra chcieliśmy sprawdzić jak radzą sobie rodzice. 
 
Jakiś czas później
 
- I jak wam idzie mamo ? - spytała Hekate, podchodząc do mamy, która stała z boku obserwując smoki, za to tata mówił im jak mają się za to zabrać.
- Chyba nie przeniesiemy tej jaskini, trzeba by było unieść ją wraz z kawałkiem ziemi, ale wtedy na tę wyspę spłynęła by woda z oceanu i pewnie zalałaby jej część.
- No, ale tata jeszcze kombinuje - zauważyłam.
- Ja też planuje coś wymyślić.
- Może pomożemy ? - zapytała Hekate.
- Nie mam nic przeciwko.
Hekate wraz z Lonanem podeszła do jaskini, dokładnie ją obserwując od zewnątrz.
- Jak tam u ciebie córeczko ? - spytała mama, gdy chwilę tak stałyśmy.
- Dobrze...
- Na pewno ? Zauważyłam że często znikasz ze stada.
- Wydaje ci się...
- A spodobał ci się już jakiś ogier ?
- Mamo.
- Tylko pytam, twoje siostry mają już partnerów, a ty nadal jesteś sama.
- Hielo i Mason też nie mają partnerek - zauważyłam. Nagle usłyszeliśmy jakby pęknięcie.
- Dobra, puśćcie już tą skałę ! - zawołał tata. Smoki odsunęły się od jaskini, lądując przed nim. Hekate i Lonan podeszli do nas.
- Pod jaskinią jest jednolita skała, która jest połączona wraz z nią - powiedziała Hekate.
- Raczej bez zniszczenia kawałka ziemi nie da się tego przenieść - dodał Lonan, przytaknęłam tylko. 
- Wracajmy już do stada - podszedł do nas tata. Ruszyliśmy wszyscy, oglądałam się co chwilę do tyłu, smoki szły za nami, chyba zmęczył ich lot, niektóre były na prawdę ogromne, trochę mnie przerażały, dobrze że były to towarzysze koni ze stada i że byli po naszej stronie.
 
Później rodzice zwołali stado i ogłosili im że zajmujemy tylko większą połowę nowej wyspy, bo dalej są już inne stada, a lepiej zostawić jakąś granice oddzielającą nasze stado od innych stad, żeby nie doszło do niepotrzebnego konfliktu. 
W rezultacie wracałam do Nixona już w nocy, wraz z resztą stada, które zmierzało do jaskini, oddzieliłam się jak byliśmy już blisko, niezauważona. Jedynie siostra i Lonan wiedzieli że idę zobaczyć się z Nixonem. Jak tylko weszłam do środka okazało się że go nie ma, od razu wyskoczyłam na zewnątrz.
- Nixon ! - zawołałam, rozglądając się wszędzie. Nigdzie go nie było, zaczęłam go szukać, zajęło mi to tyle czasu że nawet nie zauważyłam że jest już ranek. Ostatnie miejsce w którym się zatrzymałam to nad wodospadem. Prawie upadłam ze zmęczenia, nie rozumiałam jak tak po prostu mógł mnie zostawić. Usłyszałam za sobą śmiechy, poznałam po głosie że to moja siostra z Lonanem. Na mój widok od razu przerwali wygłupy.
- Imera ? Co się stało ? - podeszła do mnie siostra.
- Nixon zniknął... - wymamrotałam, mając już w oczach łzy. 
 
 
Hekate, Lonan (loveklaudia) dokończ
 
 
 
<