Wolność II cz.13 - Od Lonely, Pedro, Rosity

2015-06-20 09:03
Od Lonely
Ganialiśmy się wzajemnie. Uwielbiałam biec, zwłaszcza że większość źrebaków wyprzedzałam z łatwością. Nagle wpadłam na kogoś, był to dorosły koń, ale wyglądał jakoś tak dziwnie. Cofnęłam się do tyłu, patrząc na dziwnie wystające kości, z pod skóry. Wyglądało to przerażająco, w ogóle ten ktoś wydawał mi się potworem. Jego oczy były półprzezroczyste, a głowa dwa razy większa niż powinna.
- Wszystko w porządku ? - spytała, dopiero teraz domyśliłam się że to klacz.
- Yyy... Tak, chyba tak... - uśmiechnęłam się na siłę.
- Jestem Latina, a ty ?
- Ja ? Ja, ja... - rozejrzałam się, byłam tu z nią sama. Nie chciałam żeby się do mnie zbliżała.
- Wyglądam jak potwór, co ?
- Trochę... - przyznałam, Latina wtedy odeszła bez słowa. Ulżyło mi, ale jednocześnie poczułam się z tym źle, nie chciałam jej urazić, mimo jej strasznego wyglądu.
- Lonely idziesz ? - zaczęli mnie wołać, wróciłam od razu, kontynuując szaloną zabawę. Nim spostrzegłam był już wieczór. Byłam strasznie głodna, inni jedli co jakiś czas trawę, a ja nie mogłam jeszcze jej jeść. Musiałam sama wrócić do jaskini, było już ciemno i zimno. Po inne źrebaki przychodzili rodzice, czasem rodzeństwo, a o mnie nikt się nie troszczył, ale może tylko dzisiaj tak było. Weszłam właśnie do jaskini, moja mama już spała, w tym samym miejscu, jak wtedy kiedy wychodziłam z babcią. Chciałam ją obudzić, ale trochę się bałam jak zareaguje. Położyłam się obok, próbując zasnąć, nic z tego, głód był nie do wytrzymania, w końcu spróbowałam jakoś dostać się do mleka. To nie był dobry pomysł. Mama od razu się obudziła, spojrzała na mnie tak gniewnie że natycmiast się odsunęłam, jednocześnie zaburczało mi w brzuchu.
- Chodź - mama podniosła się, odwracając ode mnie wzrok. Przez ten czas kiedy ssałam mleko, ani razu na mnie nie spojrzała. Ona wciąż mnie ignorowała, z dnia na dzień było coraz to gorzej. Tylko Rosita się mną zajmowała, ale od czasu do czasu, nie rozumiałam dlaczego. Miałam tego dość że wciąż muszę radzić sobie sama, że wciąż jestem sama, jakbym w ogóle nikogo nie miała.
 
6 miesięcy później
 
Babcia zaprowadziła mnie z samego rana na łąkę, nawet nie zdążyłam się napić mleka, okazało się że od teraz będę jadła trawę. Nawet spodobała mi się ta zmiana, przynajmniej od dzisiaj nie będę głodowała. Strasznie schudłam przez to pół roku, mama karmiła mnie raz, albo dwa razy dziennie. Kiedy indziej nie pozwalała do siebie podchodzić. Krzyczała na mnie, a nawet zdarzało się że kopała. Miałam przez to siniaki, to nie były lekkie uderzenia. Bałam się do niej zbliżać, a jednocześnie coraz bardziej mi jej brakowało. Po prostu chciałam mieć mamę, chciałam żeby mnie przytuliła, chociażby spojrzała na mnie troskliwym wzrokiem, a nie tym pełnym nienawiści. Co ja takiego zrobiłam ? To pytanie dręczyło mnie od tak dawna. Zrywałam właśnie kolejny kęp trawy, kiedy babcia po prostu sobie poszła. Czułam się tak jakby nie chciała się wcale mną zajmować.
 
Od Pedro
Czekałem na Rosite, martwiłem się o nią, wciąż tylko czuwała nad Karyme, a jednocześnie zajmowała się jej córką. Nie spała nocami i miałem wrażenie że o wszystkim zapomina, w tym o mnie i o reszcie rodziny, co prawda nasze źrebaki były dorosłe, ale mogłaby przynajmniej spytać co u nich.
- Pedro.. - w końcu usłyszałem jej głos.
- Na reszcie - podszedłem do niej, wyglądała na zmęczoną.
- Może jednak mi pomożesz, zajmiesz się Lonely.
- Jak to ?
- Nie chciałam tego, ale nie daje już rady sama... Ciągle muszę pilnować Karyme, przez co nie mam czasu żeby zająć się jej córką.
- Wiedziałem.
- Ona tyle razy już próbowała...
- Jeśli tak bardzo chce się zabić to jej na to pozwól - przerwałem.
- Obiecałam jej matce...
- W końcu to zrobi, nie można jej wiecznie pilnować.
- Dlaczego mi w takim razie nie pomożesz ?! - podniosła na chwilę głos, ale chyba nie miała siły się denerwować.
- Nie wytrzymuje już z Karyme, jej zachowanie doprowadza mnie do szału. - wytłumaczyłem.
- Tak, wiem. Ale mógłbyś zająć się Lonely, potrzebuje kogoś, czuje się samotna i odrzucona. Nie mogę z tym nic zrobić, gdybym spuściła jej matkę z oczu to... - przerwała, zrywając się nagle do biegu. Pędziła w kierunku Karyme, która właśnie biegła w góry. Parsknąłem tylko, kładąc się na ziemi. Za bardzo nie obchodziła mnie jej córka, w końcu jej ojciec był zły to i klaczka też taka będzie. Niestety teraz nie mogłem unikać małej tylko nią się zająć i pomóc nieco ukochanej. Wstałem niechętnie szukając Lonely.
 
Od Lonely
Wędrowałam wśród stada, obserwując szczęśliwe rodziny. Pomyślałam przez chwilę że z chęcią poznałabym kogoś z mojej rodzinny, nikt mi jeszcze nie przedstawił jej członków, a może miałam tylko dziadków i matkę ? Sama nie wiem.
Dziś chyba było jakieś święto, bo wszyscy byli razem, całe rodziny zbierały się w grupki, a w nich rodzice z źrebakami i inni członkowie rodziny. Za to ja byłam sama. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się że oni po prostu się wspólnie pasą jak co dzień i za chwilę źrebaki pobiegną się bawić. Dziś nie miałam jednak na to ochoty. Położyłam się w trawię, była tak gęsta że nikt mnie nie zauważył. Los chciał że zobaczyłam mamę wraz z Rositą, wracały do stada, kłócąc się ob drogę.
- Mam dość ! Długo będziesz mnie śledzić !? Zostaw mnie wreszcie !
- Wiesz że nie mogę !
- Możesz ! - mama prawie ją uderzyła, przynajmniej tak mi się wydawało.
- Uspokój się, wszystko będzie dobrze, musisz tylko zapomnieć, zacząć od nowa...
- Po co tyle razy mi to powtarzasz ?! Mam dość ! Zwłaszcza tej małej ! Nienawidzę jej, codziennie muszę ją oglądać ! - mama spuściła głowę: - To ona przypomina mi o tym wszystkim, a kiedy wspomnienia wracają nie mogę tego znieść...
- Ale co ja takiego zrobiłam ? - spytałam, zapominając że powinnam siedzieć cicho. Mama przeczesała gwałtownie trawę kopytem. Rosita złapała ją od razu za grzywę, odciągając ode mnie, bo właśnie mnie znalazła.
- Miałaś się do mnie nie zbliżać ! - krzyknęła mama, wybiegłam z kryjówki, a ona wyrwała się babci i pognała za mną.
- Musiałaś tu być ! Po prostu musiałaś ! - przyspieszyła, uciekałam już z łzami w oczach. Babcia biegła za nami, ale nie mogła nas dogonić. Mama była już zbyt blisko żebym uciekła, uderzyła mnie gwałtownie, upadłam boleśnie na ziemie, turlając się po niej kawałek. Cała się aż trzęsłam, kiedy podbiegła stając dęba. W tę odepchnął ją jakiś koń, pojawiając się za mną znienacka.
- Nie poznaje cię Karyme - stwierdził, patrząc jej w oczy, z których spływały łzy.
- Zostaw mnie... - odwróciła głowę gdy podszedł. Przytulił ją do siebie, ale wtedy go gwałtownie odepchnęła.
- Zostaw mnie ! - powtórzyła o wiele bardziej ostrzej: - Gdyby nie ona wszystko było by dobrze ! Mogła urodzić się martwa, tak o tym marzyłam !
- Co ty wygadujesz ?!
- Nienawidzę jej ! Tyle przez nią wycierpiałam !
Popłakałam się na słowa matki, chciała żebym umarła, pewnie już od dawna. Było mi z tym tak ciężko. Tak bardzo się starałam żeby mnie pokochała, żeby chociaż zaakceptowała. Wszystko na nic, właśnie straciłam ostatnią nadzieje.
- Ja umrę mamusiu ! Umrę jak chciałaś ! - krzyknęłam nagle, uciekając. Nie chciałam już widzieć na oczy tego miejsca. Nienawidziłam samej siebie. Coś było ze mną nie tak że mama życzyła mi śmierci. Najgorsze było że nie wiedziałam co to takiego i jak mam to zmienić, czy w ogóle się da ?!
- Lonely  stój ! - usłyszałam wołania Rosity, nie zamierzałam zawrócić ani się zatrzymać. Już nigdy tu nie wrócę. Będę tak długo biec na przód, aż w końcu upadnę i umrę...
 
Od Rosity
Zgubiłam ją. Pierwszy raz w życiu czułam że zawiodłam na całej lini. Ona myślała że nie interesuje się nią, że nic mnie nie obchodzi co się z nią stanie. Tak na prawdę pilnowałam jej matki. Teraz też musiałam, więc zawróciłam. Karyme przecież mogła wykorzystać okazje...
Przez chwilę myślałam że zemdleje, poczułam się nagle tak słabo. Potykałam się już o własne nogi, a oczy zachodziły mi mgłą.
- Kochanie ! Nie ma jej ! Miałem się nią zająć, ale nigdzie nie mogę jej znaleźć - podbiegł do mnie Pedro, oparłam się o niego ciężko oddychając.
- Co ci jest ? - zaniepokoił się.
- Nic, tylko... Muszę odpocząć... - ledwo wysapałam.
- Zajmij się Karyme, ona nie może być sama.... - dodałam po chwili.
- Jest z Vahsim. Próbuje z nią porozmawiać.
- Lonely uciekła... Na dodatek... - przerwałam, coraz ciężej było mi mówić.
- Pięknie, jeszcze się przez nie rozchorujesz. Poszukam małej, tylko obiecaj że dziś odpoczniesz, niech ktoś inny ma oko na Karyme.
- Ty nie rozumiesz... Ona tylko przy mnie się nie zabije, przy kimś innym jest w stanie to zrobić...
- Więc powiem jej że się rozchorowałaś przez nią.
 
Od Lonely
Straciłam siły i to szybciej niż myślałam. Nie mogłam już zmusić się do biegu, więc szłam, wciąż na przód. Nie patrzyłam już nawet dokąd, po prostu szłam ze spuszczoną głową. Pod moimi nogami pojawił się piasek i to taki, który parzył z każdym kolejnym krokiem. Było mi coraz to cieplej, nagle spostrzegłam że jestem na pustyni, gdy się obejrzałam do tyłu nie było już widać moich śladów, nie wiedziałam już nawet skąd przyszłam.
Przewróciłam się w końcu. W myślach miałam same wspomnienia. Zwłaszcza to jedno, gdy podeszłam do mamy i spróbowałam się przytulić, nawet prosiłam ją o to, tylko ten jeden, jedyny raz, a ona kazała mi odejść. Pamiętam to jakby było wczoraj. Potem mnie kopnęła tylną nogą. Upadłam wtedy boleśnie, a w moich oczach zebrały się łzy, dokładnie tak jak teraz. Jedyne dobre wspomnienia to zabawy ze źrebakami, albo kiedy babcia opowiadała mi coś w nocy, kiedy nie mogłam spać. To był tylko ten jeden raz kiedy poświęciła mi więcej czasu niż zazwyczaj.
Bałam się zamknąć oczy, tak na prawdę nie wiedziałam co się dzieje kiedy się umiera. Powieki same zaczęły mi opadać, spanikowałam, czułam że to już koniec, a ja już nie chciałam wcale umierać. Nim jednak zamknęłam oczy zauważyłam kogoś w oddali i to chyba moją mamę. Zbliżała się do mnie z uśmiechem, ale takim serdecznym, jakby się cieszyła na mój widok, też się uśmiechnęłam, a potem straciłam przytomność.
 
Kilka godzin później
 
Ocknęłam się w chłodnym miejscu, słysząc czyiś płacz. Kiedy się podniosłam zobaczyłam klacz, najpierw myśląc że to mama, ale obraz się zmienił i była to w rzeczywistości obca klacz. To wszystko to musiało być złudzenie, w końcu tak bardzo tęsknie za mamą, że ją sobie wyobraziłam. Podeszłam ostrożnie do obcej.
- Co się stało ? - spytałam, zachowując od niej bezpieczny dystans.
- Nic, nic mała... - klacz uśmiechnęła się na siłę: - Widzę że już się obudziłaś. - zmieniła ton, na bardziej milszy: - Bałam się o ciebie, co robiłaś sama na pustyni ?
- Zgubiłam się... - skłamałam.
- Pomogę ci, znajdziemy twoich rodziców.
- Ja nie mam rodziców.
- Na prawdę ?
- Myhym... - położyłam się na ziemi, obca przytuliła mnie lekko do siebie.
- Może chciałabyś żebym... Żebym teraz ja była twoją mamą ?
- Ale... - zawahałam się.
- Będę o ciebie dbała, jeśli zechcesz będziesz mogła odejść. Daj mi szanse, sama nie mogę mieć źrebaków, a bardzo bym chciała je mieć.
- Dlatego płakałaś ?
- Nie maleńka...
- Nie jestem taka mała.
- Tak, wiem. - zaśmiała się lekko, po czym wstała.
- Mam na imię Lida, w zdrobnienu Ida, a ty będziesz....
- Jestem Lonely.
- Lonely. Wybacz, myślałam że nie masz imienia. Ale ja nie mądra. No nic, chodźmy już. Mam nadzieje że Artus cię zaakceptuje.
Nie pytałam jej już nawet kto to, po prostu poszłam za nią. Droga strasznie się dłużyła, na szczęście tutaj było znacznie chłodniej niż na pustyni. Najdziwniejsze że szłyśmy pod ziemią. Jedynym widokiem tutaj były skalne ściany. Widziałam je na szaro, wszystko widziałam na szaro. Klacz nagle wpadła na taką ścianę.
- Ups... - odsunęła się w bok.
- Nie widziałaś jej ?
- A ty widzisz ?
- Tak, a co ?
- Przecież jest ciemno.
- Na prawdę ? - nie mogłam w to uwierzyć, chyba widziałam w ciemnościach, jak nigdy dotąd. Weszłyśmy właśnie w jakieś jaśniejsze miejsce, przez co ponownie widziałam na kolorowo.
- Artus... - Lida podeszła do jakiegoś ogiera, który leżał do nas tyłem.
- Co znowu ? - odwrócił się do niej, od razu mnie zauważył. Jego wzrok utknął na mnie.
- Co to za źrebie ?! - poderwał się z ziemi.
- To moja, nasza córka.
- Nie, ona nie jest moja, a tym bardziej twoja !
- Daj jej szanse, znalazłam ją samą i...
- Nie będę przygarniać jakiegoś obcego źrebaka, nie chce jej ! Niech się wynosi z naszej kryjówki ! - Artus podszedł do mnie gwałtownie.
- To może ja się nią zajmę... - głos Lidi nieco się ściszył.
- Zapomnij ! - Artus uderzył mnie nagle.
- Nie rób jej krzywdy ! - Lida gwałtownie mnie osłoniła.
- Odsuń się !
- Nie pozwolę ci żebyś ją bił !
- To twoja wina, trzeba było jej tutaj nie przyprowadzać ! - Artus zbliżył do niej pysk, w stronę jej uszu.
- Wybacz kochanie... Ja chciałam tylko zostać matką... To chyba nie jest nic złego, tak długo staramy się o źrebaki...
- No właśnie ! Chce mieć swoje ! A nie jakieś przybłędy ! - ogier pociągnął ją za ucho, zrobiła kilka kroków.
- To boli...
- I ma boleć ! - przewrócił ją nagle. Podszedł do mnie, odskoczyłam gwałtownie do tyłu, rzucając się do ucieczki. Biegł za mną aż do samego wyjścia, pewnie znał drogę na pamięć, bo w ciemnościach o nic się nie potknął, przez co bałam się że zdoła mnie dogonić. Na szczęście mu uciekłam.
 
Ukryłam się w lesie, łkając cicho. Jaka ja byłam głupia, że też musiałam mieć nadzieje że znalazłam nową rodzinę. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, gdzie pójść, a może zostać ? Gdyby nie stukot kopyt nadal bym nad tym myślałam. Nagle ten ktoś kto się zbliżał też się przewrócił. Wyjrzałam ostrożnie za gałązek jednego z drzew.
- Lida ? - podbiegłam do niej, leżała na ziemi w bezruchu.
- Tutaj jesteś... - uśmiechnęła się słabo. Cofnęłam się do tyłu, patrząc na jej rany i urwane ucho, z którego najgorzej leciała krew.
- Nie ma go tu, uciekłam. - Lida spróbowała wstać, ale zesunęła się na nogach z powrotem na ziemie. Po policzku spłynęła jej łza.
- Łudziłam się że mnie kocha, już tyle razy mnie bił...
- Mama aż tak... - przerwałam, niemal się wydałam.
- Co ?
- Nic, już nic.
- Powiedź, możesz mi wszystko powiedzieć.
- Wątpię.
- No dobrze, może kiedyś mi powiesz. Zostaniemy tu na noc.
- Dobrze - położyłam się na ziemi, tam gdzie stałam, o dziwo szybo zasnęłam.
 
Kiedy otworzyłam oczy, Lida leżała obok mnie. Całkiem blisko, tak że byłam wtulona w jej bok, spodobało mi się to. Pierwszy raz poczułam się kochana. Przeczekałam tak, aż się obudzi, opierając na jej grzbiecie głowę. Szybko się wybudziła, od razu uśmiechając się na mój widok.
- Bałam się że mi uciekniesz...
- Dlaczego miałabym to zrobić ?
- Teraz już będziemy musiały iść - zmieniła temat, starając się wstać. Pomagałam jej jak tylko mogłam, ale i tak nie zdołałabym udźwignąć dorosłego konia. W końcu sama dała radę się podnieść. Przeszłyśmy nawet spory kawałek, Lida wciąż do mnie szeptała, mówiąc ze mną na różne, mało ważne tematy, takie jak pogoda. Może to było nudne, ale ja czułam się taka szczęśliwa że mam teraz nową mamę. Mamę, która na prawdę mnie kocha i nie odtrąca na każdym kroku.
 
Lida nagle upadła, przestraszyłam się, natychmiast się zatrzymując. Tak się bałam że ją stracę, że aż cała zadrżałam na ciele.
- Tutaj się zatrzymamy, jutro wyruszymy dalej - powiedziała jak gdyby nic się nie stało. Przytaknęłam tylko, kładąc się obok, znów mnie przytuliła, uśmiechnęłam się do niej.
- Lonely, a to, to co takiego ? - odsłoniła moją grzywkę.
- Nie rozumiem...
- To niebieskie.
- A, to. Urodziłam się z tym, to tylko taka ciapka, czy tam plamka, mama też... - przerwałam, ale i tak już za daleko się zagalopowałam.
- Też ma takie ciapki ? - dokończyła za mnie Lida.
- Trochę inne... Wyglądają jak okręgi..
- A twoje jak półokręgi. Wiesz nigdy nie widziałam takiego umaszczenia u konia.
- Nie ? Moja babcia też ma podobne, tyle że to już wygląda jak kropki.
- Z takim to już się spotkałam, ale nie z tymi okręgami, wyglądają jak namalowane.
- Dla mnie wyglądają normalnie.
- No nic, nie będziemy się teraz nad tym zastanawiać, jak wyglądała twoja mama ?
- A może ja nie chce o tym mówić ! - podniosłam się gwałtownie, odwracając się do niej tyłem.
- Spokojnie, nie musisz, może kiedyś mi powiesz.
- Nie, ja nie chce o niej pamiętać, teraz ty jesteś moją mamą.
- Powiedziałaś do mnie... Mamo ? - spojrzała na mnie dziwnie, po chwili zrozumiałam że się ucieszyła, bo przytuliła mnie tak mocno że ledwo mogłam oddychać.
- Nie sądziłam że tak szybko mnie zaakceptujesz... Tak się cieszę, nie mogłabym mieć lepszej córki...
- Myślę że jednak byś mogła.
- Och, Lonely, wiem że nie ma lepszej klaczki od ciebie.
- Tak uważasz ?
- Jasne... córeczko.
 
 
 
 
< | Ciąg dalszy nastąpi